List Otwarty do Magicznej Społeczności
Alan Chapman
Wraz z nadejściem ery komunikacji i kultu indywiduum, magia nie może być dłużej definiowana poprzez konkretną religię, zasady moralności, linię przekazu, region, program polityczny czy zasady estetyki.
W wyniku tego, pierwszy raz w historii, zachodni magowie, szamani, rodzimowiercy, Buddyści, wyznawcy Wudu, Nathowie, alchemicy, sufiści, Thelemici, Wiccanie, jogini, Kabaliści, poganie, magowie runiczni, chaoci i wszystkie inne magiczne kierunki postawione są obok siebie jako magiczna społeczność.
Nie tylko taka społeczność nigdy wcześniej nie istniała, ale i populistyczne zainteresowanie okultyzmem, a w tym magiczną społecznością, gwałtownie rośnie. Jest mnóstwo zdań odnośnie powodu takiej sytuacji, w każdym razie niewątpliwie to bardzo ekscytujący czas do bycia magiem. Nieuniknione stało się, iż pociągło to niektórych magów do wniosku, że magiczna społeczność ma ocalić świat i stworzyć niebo na ziemi.
Niestety. choć część jednostek wewnątrz magicznej społeczności może podzielać z innymi pewne aspekty magicznej kultury, jak np. należność do grupy, magiczna społeczność sama w sobie nie jest w stanie się zjednoczyć w jednym celu czy sprawie, jakkolwiek altruistyczna by nie była.
Taka jest natura różnorodności i, moim zdaniem, powinniśmy się z tego cieszyć. Wielka szkoda, że odmienność prowadzi często do konfliktu. Scena okultystyczna jest przesiąknięta nieustannymi kłótniami i politycznym pozerstwem, co rzadko przynosi komuś jakąkolwiek korzyść. Gdy zauważyłem, że byłem wplątany w jedną z nazbyt wielu takich bezcelowych dyskusji, doszedłem do wniosku, że skupienie się na własnej twórczości jest znacznie bardziej opłacalne. Z drugiej strony, bardzo zależy mi na przyszłości magii i – w świetle niedawnych wydarzeń dotyczących Ultrakultury(1) – sądzę, że wychylenie mojej głowy za parapet może się po prostu okazać opłacalne dla wszystkich w to zamieszanych.
[(1) – Ultrakultura była ruchem i wirtualną społecznością zapoczątkowaną przez Jasona Louv’a, pierwotnie w celu zjednoczenia praktyków wszystkich magicznych przekonań w grupowych działaniach magicznych na wielką skalę. Rzeczywiście, inicjatywa borykała się z problemami, a po kontrowersyjnych stwierdzeniach w sieci przez Louv’a i jego zwolenników, że tradycja Wudu jest sama w sobie zła i szkodliwa, co raz bardziej się rozpadała. Zobacz: http://tinyurl.com/ynkrrd {link wygasły}. Obecnie, Ultrakultura przetrwała jako tytuł portalu informacyjnego. Patrz: http://www.ultraculture.org].
Ultrakultura była odruchem bezwarunkowym wynikającym z życia w ekscytujących czasach i ostatecznie ofiarą swojej własnej naiwności. Nie oznacza to, że to koniec Ultrakultury, lub że nie ma ona swoich plusów; niewątpliwie pociągnie jeszcze dobre parę lat, ale nie może już udawać reprezentacji magicznej społeczności.
Młodzieńczy sen się skończył. W takim razie, co dalej? Dokąd zmierza teraz magiczna społeczność?
Oczywiście, rozpoczęcie nowego ruchu w celu zjednoczenia magicznej społeczności byłoby powtórką wybryku Ultrakultury. Nie znaczy to, że zakładanie nowego ruchu, tradycji, czy magicznej społeczności jest bezwartościowe i niewłaściwe, lecz że żadna pojedyncza magiczna kultura nie może być społecznością samą w sobie. Przyszłość magii nie leży w agendach, wierzeniach, tradycjach czy zasadach moralnych. Stabilny wzrost magicznej społeczności ma miejsce bez względu na to, co robimy, jakie mamy cele, czy do jakich wierzeń się przypisujemy. Nie musimy ewangelizować magii, ani też nawracać tych niezainteresowanych nią, ponieważ przychodzą oni, gdy są gotowi i z ich własnej nieprzymuszonej woli. Nie musimy szukać jakiegoś ogólnego przeznaczenia czy celu magii, ponieważ ogólne przeznaczenie czy cel obecnych wydarzeń już istnieje i oczywiście nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek konkretną magiczną kulturą.
Czyli co? Zajmujemy się po prostu własnymi życiami dopóki obecna sytuacja nie dojdzie do jakiejś konkluzji?
Nie. Jak każda społeczność, mamy pewien obowiązek. Nie wobec Boga/ów, nie wobec planety, nie wobec jakiejś ideologii, lecz wobec siebie nawzajem.
Jeśli jakiś członek naszej społeczności potrzebuje pomocy i przewodnictwa, czy to świeżak, czy stary wyjadacz, mamy obowiązek podzielić się wnioskami z własnego doświadczenia, jeśli mogą okazać się tej osobie przydatne. Problem tkwi w upewnieniu się, że nasze doświadczenie jest jednocześnie dostępne i przystępne.
W wyniku gwałtownego wzrostu ilości ludzi przyciąganych do magicznej tradycji, wierzę, że koniecznym dla każdego z nas jest wykrzykiwanie kim i czym jesteśmy, tak byśmy mogli służyć jako sygnalizacja dla tych, którzy potrzebują trochę wsparcia i pokierowania od kogoś, kto zwiedził ten teren.
Jakie przystępne, stosowne źródła są dla dzieciaka, który zdaje się być nachodzony przez Loa czy bogów nordyckich? Gdzie ktoś, kto nagle przeżywa spontaniczne Samadhi, może znaleźć pomoc i przewodnictwo? Czy czternastolatka, która odkryła, że może manifestować swoje życzenia, naprawdę zwariowała?
Zamiast ciągłego kłócenia się o semantykę na forum, załóżmy swoje własne magiczne portale informacyjne i społeczności; zamiast żalenia się na brak dostępności dobrych magicznych instrukcji, napiszmy swoje własne grimuary i swoje własne interpretacje tradycji. Zamiast czekać na nadejście Kolejnego Wielkiego Czegoś, uświadom sobie, że już je mamy: ciebie.
Budda nie chciał ani się kłócić, ani nawracać, lecz nauczać tych, którzy nadstawiali uszy. My możemy zrobić coś jeszcze lepszego: nie próbujmy ani się kłócić, ani nawracać, lecz oferować swoje własne doświadczenie dla tych, którzy mogą na nim skorzystać, nie jako nauczyciel, lecz jako bliźnia istota ludzka.
Jako społeczność, nie potrzebujemy nowego ruchu czy marki, ani kolejnego mesjasza; wystarczy tylko uznać, że mamy obowiązek do siebie nawzajem. To nie jest manifest, lecz wezwanie do działania. Gdzie twój blog? Gdzie twoja książka? Gdzie twoje nagranie? Gdzie twój ruch? Gdzie twoje doświadczenie? Gdzie jesteś ty?
Źródło: The Blood of the Saints, Alan Chapman & Duncan Barford, Heptarchia Press, 2009.
Twórcy projektu Ipsissimi nie posiadają żadnych praw do powyższego tekstu.